Talin w 3 dni – najpopularniejsze atrakcje Tallin, podobnie jak Wilno i Ryga, jak na stolicę nie jest duży. Mieszka w nim trochę ponad 400 tysięcy mieszkańców (około połowa z nich to Rosjanie). Przeznaczyliśmy na niego 4 dni – z czego jednego dnia chcieliśmy popłynąć promem do Helsinek. Jak już wspominałam we wcześniejszym poście z Rygi, kółko od naszej walizki całkowicie się rozwaliło, a nawet poruszając się komunikacją miejską trzeba jakoś na przystanek dotrzeć. Na szczęście Krystian wpadł na super pomysł: przywiązaliśmy do bocznego uchwytu walizki mój szalik, za który można było podnieść ją tak, by jechała tylko na jednym kółku 🙂 Oczywiście przykuwaliśmy uwagę wszystkich przechodniów po drodze, ale działało. Pałac i ogrody prezydenckie w Tallinie Na wschód od rynku jest bardzo ładny park, w którym znajduje się także pałac tam wiele rodzajów kolorowych kwiatów, wokoło biegają wiewiórki, jest także duży staw. Wszystko bardzo zadbane. Idąc w stronę morza przechodzi się przez ogród japoński. Nos Pinokia i Cmentarz Żołnierzy Niemieckich przy wybrzeżu Także na wschód od rynku, ale przy linii brzegowej, jest pomnik na cześć Rosjan. Jak można się spodziewać, jest on bardzo wysoki… Miejscowym oczywiście on się nie podoba (dziwne?), nazywają go „Nosem Pinokia” lub „Snem impotenta” 🙂 Co ciekawe, zaraz przy pomniku znajduje się cmentarz żołnierzy niemieckich. Pomnik Wolności w Tallinie Podobnie jak w Rydze, w Tallinie również można znaleźć pomnik wolności. Zaraz za nim jest zaznaczone miejsce, w którym kończył się łańcuch bałtycki w roku 1989. Około 2 milionów ludzi z Litwy, Łotwy i Estonii utworzyło żywy łańcuch, w ramach protestu przeciwko Rosji. Archiwalne nagranie z tego wydarzenia można zobaczyć tutaj. Rynek w Tallinnie Centrum jest naprawdę urokliwe. Posiada także kilka punktów widokowych, z których można podziwiać widok na miasto. Wąskimi uliczkami można chodzić tygodniami, zwłaszcza tymi wzdłuż murów obronnych. Ludzi było mało, co dodatkowo sprawiało, że człowiek czuje się jak w innym świecie. W informacji turystycznej pytaliśmy się o jakąś restaurację poza centrum, w której moglibyśmy dość tanio (jak na standardy Estońskie) zjeść. Jednak polecili nam nieciekawe miejsca, więc w końcu raz wylądowaliśmy w… restauracji meksykańskiej, a raz w amerykańskiej pizzerii. Jednak były to bardzo dobre wybory – pierwszy raz jadłam Chimichangę (a nie mogę znaleźć jej nigdzie we Wrocławiu!), a Krystian burrito. Bardzo nam smakowało, najedliśmy się do syta, i wcale tak dużo nie zapłaciliśmy. Co do pizzerii – jest to sieciówka, dość droga, ale pizza jest przepyszna! Zupełnie inna niż w innych lokalach w jakich kiedykolwiek byliśmy (a że uwielbiam pizzę, byliśmy w naprawdę wielu). Lokal jest urządzony ciekawie, w amerykańskim stylu. Mogliśmy też skorzystać ze zniżki z karty Euro26. W rynku był targ, jednak mieliśmy już kupione co nam było trzeba, więc postanowiliśmy tylko szybko obejrzeć co oferują i pójść dalej – na pocztę. Kupując znaczki zawsze mówię do jakiego kraju wysyłam, więc teraz także powiedziałam: Proszę 6 znaczków do Polski. Po tym zdaniu na twarzy pani z kasy pojawił się szeroki uśmiech. Mówiła, że była kiedyś w Warszawie i ma kilka znajomych z Polski. Nieczynne Więzienie nad wybrzeżem w Tallinnie Ostatni dzień w Tallinie mieliśmy spędzić spacerując, więc założyłam wyjątkowo na ten wyjazd sukienkę. Na początku poszliśmy na nadmorski punkt widokowy, skąd można było zobaczyć nieczynne już więzienie, do którego zresztą zmierzaliśmy. Więzienie to jest nieczynne od 2008 roku, i niedawno postanowili zrobić z niego muzeum. Mieliśmy tylko koło niego przejść, ale Krystian zaciekawił się otworzona bramą, więc postanowiliśmy sprawdzić czy możemy wejść. Bilety wstępu wyniosły chyba 1 euro na osobę (zniżka studencka), które sprzedawała starsza pani w przyczepie kempingowej. Aż ciężko było uwierzyć, że ten budynek był użytkowany jeszcze kilka lat temu. Był naprawdę w złym stanie. Raczej wyglądało to tak, że po zamknięciu muzeum mieszkali tu bezdomni lub narkomani, potem ich wygonili i otworzyli muzeum. Muzeum Morskie w Tallinnie Niedaleko znajduje się także muzeum morskie. Bardzo nowoczesne, duże. Także bardzo zaciekawiło Krystiana, ale ja jakoś nie mogłam się przekonać. Już widziałam kolejne kilka godzin chodząc między nudnymi wystawami o statkach i podobnych nieinteresujących mnie rzeczach. Na szczęście dałam się namówić (w dodatku bilet za osobę kosztuje 5 euro), ponieważ było to jedno z najlepszych muzeów, w jakich byłam. Jest ono tak zrobione, że nawet osoby takie jak ja, które kompletnie nie są zainteresowane w takim temacie, chodzą po nim z zaciekawieniem i czują, że powinny spędzić tam więcej niż jeden dzień. Jedynym minusem był mój ubiór. W więzieniu tylko dziwnie się czułam chodząc w eleganckiej sukience, ale w muzeum po prostu było ciężko – zwłaszcza schodząc do łodzi podwodnej lub przechodząc w niej między pomieszczeniami. Tallin to przepiękne miasto, w którym jest tyle rzeczy do roboty, że trzy dni to zdecydowanie za mało by można było nacieczyć się tym miestem. Mamy jednak nadzieję, ze atrakcje, które Wam poleciliśmy naprawdę przypadną Wam do gustu. Jeżeli jednak wolicie innego typu atrakcję to nie ma problemu! wszystko czego zapragniecie znajdziecie we wspaniałym Tallinnie ????
Gdzie spać w Tallinie – The von Stackelberg Hotel. W maju spędziliśmy w Tallinie półtora tygodnia. Przez cały pobyt mieszkaliśmy w The von Stackelberg Hotel. Stolica Estonii ma dobrą bazę noclegową, która obejmuje zarówno hotele, jak i mieszkania. Szczególnie na Starówce nie brak przyjemnych mieszkań i bardzo przyjemnych Tallin – gdzie jeść i pić? Najlepszy przewodnik. Gdzie jeść w Tallinie? Gdzie jeść to jedno z pierwszych i najbardziej podstawowych pytań, jakie każdy zadaje sobie przybywając do nowego, odwiedzanego po raz pierwszy miejsca. Czytaj też: Najlepsze kawiarnie w Tallinie Tallin – gdzie spać Tallin to turystyczna perełka północnej Europy Wiedzieliśmy, że czarodziejska aura tego miasta przyciąga jak magnes i uzależnia na dobre, ale wiedzieć to jedno, a doświadczyć tego na własnej skórze – to coś całkiem innego. To, co w Tallinie zaskakuje chyba najbardziej, to fakt, że rezerwacje w restauracjach trzeba robić ze sporym wyprzedzeniem, choć nie ma tu ani jednego gwiazdkowego lokalu. W niektórych udało nam się zjeść tylko dlatego, że zabukowaliśmy stolik na 6 tygodni przed wylotem, a i tak już wtedy okazało się na przykład, że niektóre terminy (piątkowe i sobotnie wieczory) są zarezerwowane na 3-4 miesiące do przodu. Warto mieć to na uwadze, planując harmonogram restauracyjnych wizyt. Grafik domknęliśmy dzięki temu, że spędziliśmy w Tallinie nieco ponad tydzień. Przy krótszych wizytach lepiej zaplanować lunche czy kolacje wcześniej – im mniej dni do wyboru, tym pole manewru skromniejsze. A po co skazywać się na jedzenie w przypadkowych miejscach, skoro Tallin ma tyle dobrego do zaoferowania? Druga rzecz, to malunki i podzięki na rachunkach. Małe, a cieszy 🙂 Dodatkowa uwaga: W prawie wszystkich restauracjach, które odwiedziliśmy, w menu bardzo czytelnie oznaczone były potrawy wegańskie oraz zawierające alergeny, w tym gluten. Poniżej lista sprawdzonych przez nas miejsc, które polecamy z czystym sumieniem: I. ViniRestoran Dominic Gdzie: Vene 10 Dominic to przede wszystkim winiarnia. I świetne miejsce dla miłośników alkoholi wszelakich. Lista win nie ma końca, a sam lokal zachęca do wejścia hasłem: The best wine list in Estonia. Coś w tym musi być. Samych porto mają tu przeszło 20 do wyboru, a poza tym calvados, pineau, pommeau, jerez, ratafia, madeira, sporo brandy i sherry… Karta dań jest dość krótka (8 starterów, 6 dań głównych, 5 deserów) i zawiera potrawy w stylu fusion, nawiązujące szczególnie do kuchni francuskiej i włoskiej (nie ma tu zbyt wielu nawiązań do estońskich smaków, nawet deska serów ogranicza się w Dominicu do Francji i Włoch). Karta win – wręcz przeciwnie, to właściwie książka! O tym, że wina są tu najważniejsze, świadczyć może też udział Francuzów w ogólnej liczbie gości – kiedy przyszliśmy na obiad, spora grupa zajmowała duży stół tuż przy wejściu. Chefem w Dominicu jest Allar Oeselg, sommelierem Imre Uussaar. Nasza wczesnopopołudniowa wizyta była spontaniczna – nie mieliśmy rezerwacji, a że dzień wcześniej przez majową śnieżycę LOT – zamiast do Tallina – dostarczył nas do Helsinek, i przepadła nam oczekiwana kolacja w Restoran MOON (na szczęście udało się to nadrobić kilka dni później), uznaliśmy, że niezależnie od zaplanowanej na wieczór kolacji trzeba jakoś zrekompensować sobie straty dnia poprzedniego i lotnicze przygody. A przede wszystkim zrelaksować się przy dobrym winie. Jedzenie w Dominicu jest proste, klasyczne, bardzo smaczne i ładnie podane. Zamówiliśmy: Maślane przegrzebki, krabowe risotto z orzeszkami piniowymi, brokuł – 18 EUR Przegrzebki idealne – miękkie, jędrne i soczyste, risotto delikatne i kremowe z lekko chrupkimi piniolami, kruchy blanszowany brokuł. Filet z kaczki, czarna porzeczka, rillettes z kaczki, migdałowy ziemniak i jarmuż – 16 EUR Delikatne mięso i kremowe rillettes, dobrze dobrane dodatki i przepyszny rozpływający się w ustach ziemniak migdałowy (to gatunek popularny w Skandynawii). Dlaczego nie mogę ich namierzyć w Warszawie, której ziemniaczane horyzonty kończą się na irdze i irysie? Do tego Aqua Panna (3 EUR), a jako aperitif Prosecco Montelvini Superiore DOCG (2 kieliszki – 10 EUR). Po nim apelacja Maury i Mas Amiel Maury Vintage (2 kieliszki – 16 EUR). Na deser porto (Maynard’s 10 Tawny – 2 kieliszki za 16 EUR) + americano (2 x 2,50 EUR). II. Rataskaevu 16 Nazwa lokalu to jednocześnie jego adres. To tutaj w połowie marca zarezerwowane były wszystkie piątkowe godziny wieczorne aż do końca czerwca. Lokal jest bardzo popularny, ponieważ serwuje proste, bardzo smaczne i ładnie podane jedzenie z dobrej jakości składników i w dobrych cenach. Sięga też do lokalnych tradycji kulinarnych, dzięki czemu można tu zjeść np. mięso z renifera czy łosia albo spróbować deski estońskich serów. Jedliśmy w Rataskaevu 16 dwukrotnie i za każdym razem mieliśmy okazję obserwować, jak od drzwi odbijają się kolejni goście, liczący na niezapowiedziane wejście z ulicy, bez rezerwacji. W ten sposób można ewentualnie próbować wbić się tu w godzinach lunchowych, ale wieczorem raczej nie ma na to szans. Koszt kolacji z butelką wina to wydatek rzędu 65-80 EUR, w zależności od ilości przystawek. Pełna recenzja Rataskaevu 16 pojawi się wkrótce, poniżej kilka z zamówionych dań: III. Vegan Restoran V Gdzie: Rataskaevu 12 (tuż przy opisanym wyżej Rataskaevu 16) Jak wskazuje nazwa, Vegan Restoran to restauracja w 100% wegańska. I to taka, która pozwala odzyskać wiarę w sens istnienia tego rodzaju lokali. Wegańskich jadłodajni nie brakuje, ale tych, które z przekonaniem i bez zgrzytu można nazwać restauracją jest niestety jak na lekarstwo. Na szczęście Vegan Restoran to kompletne przeciwieństwo ryskiej Raw Garden. Mają tu fajne, zmienne, pomysłowe menu i dania przygotowane z głową – pełne smaku, kreatywne i ładnie podane. To wszystko sprawia, że spokojnie odnajdą się tu również nie-weganie; pod warunkiem, że mają otwarte umysły i potrafią nie potępiać czegoś w czambuł tylko dlatego, że jest inne od tego, co wyznają na co dzień. Nie trzeba być weganinem, by mieć satysfakcję z lunchu czy kolacji w Vegan Restoran, a my – gdyby tylko czas na to pozwalał – przyszlibyśmy tu z przyjemnością kolejny raz. Podsumowując, dobre jedzenie w jeszcze lepszych cenach, dobre wina, jest tu nawet całkiem niezły Muscadet Sur Lie. Najbardziej smakował nam wytrawny twarożek z nerkowców wypełniający plasterki lekko marynowanych buraków – jak widać nerkowce to dobry materiał nie tylko do słodkich wegańskich serników. Rezerwacja stolika (jest ich tylko 8) na kolację w godzinach wieczornych jest niezbędna. Ceny: Buraczane ravioli z twarożkiem z nerkowców – 4,90 EUR Curry z kalafiora i ciecierzycy z ryżem basmati – 8,20 EUR Pikantne tofu z quinoa i batatem w sosie pomidorowo-kokosowym – 10,30 EUR Muscadet (butelka) – 19 EUR Butelkowana niegazowana woda mineralna 0,70 – 4,50 EUR Buraczane ravioli z twarożkiem z nerkowców Pikantne tofu z quinoa i batatem w sosie pomidorowo-kokosowym Curry z kalafiora i ciecierzycy z ryżem basmati IV. DM Baar Gdzie: Nunne 4 DM Baar to czynny do późnych godzin nocnych bar pod wezwaniem Depeche Mode. W głośnikach hity DM, na ekranie klipy DM, w karcie drinki nawiązujące do utworów DM. Jeśli jesteś fanem DM i przylecisz do Tallina – musisz tu przyjść. Ja jestem, więc musiałem 🙂 Drinki nie są może najtańsze, ale za to barman dba o to, by po zamówieniu z głośników popłynęła piosenka odpowiadająca wybranemu trunkowi 🙂 Poniżej: porto i The Perfect Kiss Poniżej: Enjoy The Silence V. Platz Gdzie: Rotermanni tee 5-7 To miejsce namierzone przez nas przypadkiem podczas spaceru po Rotermanni, interesującym szczególnie z architektonicznych względów. Powinni tu przyjść wszyscy ci, którym Tallin kojarzy się tylko – z przepiękną skądinąd – średniowieczną starówką. Wystarczyła pobieżna lektura menu wystawionego na zewnątrz, by w mig stało się jasne, że musimy tu zjeść. I zjedliśmy dwukrotnie. Oferta Platz zaskakuje ilością prostych, pełnych warzyw, naturalnie bezglutenowych i wegańskich dań. Burger z portobello zamiast bułki, ze świetnym ostrym sosem pomidorowym, makaron z cukinii, pieczone warzywa, w 100% roślinne mini naleśniki z gryki (bez mleka i jajek – smażę takie w domu), sorbet malinowy to tylko kilka przykładów. Bezglutenowe pieczywo w pakiecie, nawet jeśli się o nie nie prosi ;-). Z drugiej strony mięsa również tu nie brakuje. Do tego bardzo smaczne americano, niezły wybór win, rozległy zalany słońcem ogródek i przyjemne wnętrze. Lokal dla każdego i na każdą pogodę. Czego chcieć więcej? Ceny: Americano – 2 EUR/filiżanka Portobello burger z pikantnym sosem pomidorowym – 9,50 EUR –> mój PRZEPIS Sauvignon Blanc – 4 EUR/kieliszek Makaron z cukinii (jako danie główne) – 8,50 EUR Naleśniki gryczane z sorbetem malinowym – 4 EUR Porcja grillowanych warzyw – 3 EUR Makaron z cukinii (jako przystawka) – 3 EUR Grillowane żeberka wieprzowe + coleslaw – 11 EUR VI. Restoran Ö (fine dining) Gdzie: Mere puiestee 6E Tallin nie doczekał się jeszcze restauracji z gwiazdką Michelin, ale takie lokale jak Restoran Ö mają na to wyróżnienie szansę. Ö znaczy po szwedzku wyspa, a menu Restoran Ö nawiązuje wprost do smaków typowych dla największej estońskiej wyspy Saaremaa. Pochodzą z niej dwaj szefowie kuchni Ö – Ranno Paukson i Martin Meikas. Kolacja w Ö była dla nas bardzo pozytywnym kulinarnym doświadczeniem. Jeśli chodzi o jedzenie, wyszliśmy stąd w pełni usatysfakcjonowani, jeśli chodzi o obsługę – jest jeszcze nieco do nadrobienia, ale w gruncie rzeczy lekko spięty z początku kelner nie stanowi aż takiego problemu, szczególnie jeśli z każdym kolejnym dankiem kruszeją lody i robi się coraz sympatyczniej. To przez ten północny chłód i zakodowany dystans … 😉 Ogólnie rzecz biorąc, zdecydowanie warto tu przyjść, nie tylko dla szpanu 🙂 i rewelacyjnych lodów z chrzanu i gryki. Rezerwacja jest niezbędna. Pełna recenzja –> Restoran O, a poniżej kilka przykładowych elementów menu. Jagnięcina, korzeń pietruszki, dzikie jabłko Lody gryczane (u dołu) i chrzanowe (u góry) Chlebki gryczane wypiekane na miejscu z wyrabianym – również na miejscu – masłem w dwu smakach Ekipa restauracji – w akcji: VII. Restoran MOON Gdzie: Võrgu 3 (w bezpośrednim sąsiedztwie dystryktu Kalamaja, niedaleko wybrzeża) Moon to estońskie spojrzenie na rosyjską kuchnię w nowoczesnym wydaniu. Lokal istnieje od 2009 r. Stoi za nim grupa młodych ludzi, których zasadniczą ambicją jest tworzyć restaurację możliwie normalną – czyt.: dla każdego, z niezobowiązującą, swobodną atmosferą i smacznym jedzeniem z prostych składników, nawiązującym do najlepszych tradycji kuchni rosyjskiej (z jednej strony) i nordyckiej (z drugiej). Jak sami o sobie mówią, realizacja tak określonego celu może stanowić większe wyzwanie niż samo tylko przyrządzanie znakomitych potraw, mających wywrzeć wrażenie na gościach restauracji. MOON proponuje kuchnię prostą, uczciwą i szczerą. Mamy tu lokalne składniki, szacunek do natury, sporo wyraźnie nordyckich inspiracji, dużo ryb, sezonowe warzywa, prostotę i umiar w kompozycji dań. Jedyne, do czego można się przyczepić, to ceny win. Marże są niepoważne, ceny najtańszych butelek zaczynają się od 26-30 EUR, a wina w tej kategorii – delikatnie rzecz ujmując – nie oszałamiają. Rezerwacja jest konieczna. Pełna recenzja wkrótce, poniżej kilka przykładowych dań: Kiszone ogórki z miodem i kwaśną śmietaną Pieczona sieja ze smażoną kapustą Savoy, kremem z karczochów i buraczanym pesto VIII. Kohvik Komeet Gdzie: Estonia puiestee 9 Kohvik Komeet to bardzo sympatyczna kawiarnia i restauracja w jednym, działająca na najwyższym piętrze centrum handlowego Solaris (Solaris Keskus), z ładnym widokiem na miasto. O kawiarnianym obliczu Komeet przeczytasz we wpisie o kawiarniach w Tallinie. Można tu również zjeść coś bardziej sensownego niż ciasto. Komeet oferuje sporo prostych i bardzo smacznych danek, które zadowolą każdego, dla kogo mają znaczenie jakość i zdrowotne walory posiłków. Jest sporo potraw naturalnie bezglutenowych i wegańskich z kaszą gryczaną, komosą ryżową i warzywami w roli głównej. Obsługa jest sympatyczna, pomocna, kompetentna i wychodzi naprzeciw oczekiwaniom gości. Jedno z zamówionych przez nas dań wypadło z karty, ale wciąż było obecne w menu dostępnym online. Kelner zerknął i stwierdził, że bez problemu mogą je przygotować. Luźna atmosfera, dobre jedzenie – świetne miejsce na spontaniczny posiłek w ciągu dnia, w przerwie od zwiedzania. Rezerwacja nie jest potrzebna. Ceny: 2 x butelka wytrawnego estońskiego cydru Mull – 10 EUR Sałatka z komosy ryżowej marynowanej w oleju kokosowym, z dynią piżmową, szpinakiem, czosnkiem i kolendrą. Do tego awokado, kiełki, prażone nerkowce i dressing z tahini – 11,50 EUR Śledzie zapiekane z warzywami – 10,50 EUR Chemex (0,5 litra) – 6 EUR IX. DEPOO TURG Gdzie: Telliskivi 62 Depoo Turg przy odrobinie optymizmu można porównać do stołecznej Burakowskiej, choć Burakowska na tle Depoo wypada dość blado, smutno i drętwo. Depoo to poprzemysłowy teren zabudowany zespołem industrialnych hal, rewitalizowanych i oddanych do powszechnego użytku w 2016 r. Odbywa się tu targ spożywczy, ale Depoo to także liczne sklepy z antykami, galerie, kawiarnie, bary, restauracje, czynne mniej lub bardziej okazjonalnie foodtrucki i inne atrakcje. Można tu sympatycznie spędzić cały dzień, nie nudząc się ani chwili. O działających na terenie Depoo Rude Rats i Renard Coffee Shop / Renard Speed Shop przeczytasz więcej w poprzednim wpisie nt. Tallina. X. Arizona Saloon Gdzie: Viru, Stare Miasto To jeden z tych barów, do których wchodzi się nie wiadomo czemu 😉 Majówka w Tallinie była mroźna, w nocy temperatura spadała nawet do zera, a nam – choć było już po 23, nie chciało się jeszcze wracać do hotelu. Przez okno na ekranie podwieszonego w Arizonie telewizora zobaczyliśmy transmisję finałowego meczu World Snooker Championship (Mark Selby vs. John Higgins), uznaliśmy więc, że nie zaszkodzi wejść i trochę się pogapić. W hotelu to nie to samo. Ekipa baru sprawiała dość podejrzane wrażenie. My – sądząc po ukradkowych spojrzeniach z ich strony – wydawaliśmy się im podejrzani jeszcze bardziej. Co dobrego można myśleć o zbłąkanych stworach, które w środku nocy wpadają na oglądanie snookera i zasypiają jak dzieci w miękkich, ultra wygodnych fotelach po kilku łykach porto? 😉 Dwa kieliszki jedynego dostępnego tu Calem Ruby – 10 EUR. cdn.Ceny w Tallinn są zdecydowanie wyższe od cen jakie widzimy w Polsce. Produkty żywnościowe i inne podstawowe produkty kosztują drożej niż u nas o 36%. W restauracjach będzie drożej o 61%. Natomiast koszty życia są wyższe w Tallinn o 11%. Gdy chcemy wykorzystać wolny czas na rozrywkę lub sport to musimy nastawić się na wydatki
Tallin – kawiarnie. Gdzie na kawę? W Estonii kohvik (wym. kofik) oznacza kawiarnię, a kohv (wym. kof) – jak nietrudno się domyślić – kawę. W związku z tym wiele kawiarnianych miejscówek ma w nazwie słowo kohvik, także wtedy, gdy kawa jest tylko jednym z elementów oferty. W większości kohvików można bowiem nie tylko napić się kawy, ale też zjeść pełnowartościowy posiłek, a nawet napić się alkoholu. Czytaj też: Zjeść Tallin Kawiarnie w Tallinie same zapraszają do środka, szczególnie jeśli stolicę Estonii odwiedzamy w chłodne miesiące, np. w maju ;-). Jest ich mnóstwo, są wyjątkowo klimatyczne i urokliwe, idealne na wielogodzinne pogaduchy o wszystkim i o niczym (albo do kontemplowania ekranu iphone’a/ipada/macbooka – niepotrzebne skreślić, ponieważ szybkie darmowe wifi jest tu standardem), a co najważniejsze, w mieście nie widać żadnych sieciówek. Przez 9 dni intensywnych spacerów po Tallinie nie trafiliśmy na ani jedną sieciową kawiarnię; szkoda, że kawiarniany krajobraz Warszawy przedstawia się całkiem inaczej. Kawowy Tallin ma jeszcze jeden plus warty odnotowania. Kawa z chemexa wszędzie serwowana jest w chemexie. Po prostu. Niektóre miejsca oferują dwie pojemności do wyboru (np. 500-700 ml), inne jedną (zwykle 500 ml), ale nie ma tu kombinowania w stylu warszawskich lokali, gdzie zamówioną kawę zaparzoną w chemexie przelewa się przed podaniem np. do szklanej butelki i serwuje z filiżanką zawieszoną na szyjce. W gruncie rzeczy też ładnie, pytanie tylko po co. Powód? Mało chemexów przeznaczonych do użytku kawiarni na stanie (!). Kradną? Tłuką? Bywa nawet, że używalny chemex jest w kawiarni tylko jeden, jak w pewnym popularnym i istniejącym od dawna lokalu na warszawskim Żoliborzu. A w Tallinie chemexów pod dostatkiem. Poniżej lista 6 sprawdzonych kawiarnianych adresów w różnych punktach Tallina. Każda kawiarnia ma inny, charakterystyczny klimat, w każdej (z jednym wyjątkiem) z powodzeniem można się zrelaksować i z każdej wychodzi się z przekonaniem, że warto odwiedzić to miejsce ponownie 🙂 I. Renard Coffee Shop Telliskivi 62, Tallinn Otwarte: 09:00–19:00 Hipsteriada 100% w hipsterskiej lokalizacji (Depoo), ale w bardzo przyjemnym wydaniu. Duży, jasny i przestronny lokal, spory wybór kaw zaparzanych ze świeżo mielonych ziaren, które można sobie wybrać przy składaniu zamówienia (polecamy świetną Nemesio Ramos), wszystkie ciasta, chleby bananowe, etc. są glutenowe – i dobrze, po co się tuczyć ;-). Z bezglutenowych łakoci można zjeść organiczne wegańskie batoniki z nieprażonych ziaren kawy – specyficzne, lekko kwaśne, ale spróbować warto. Chemex (500 ml) kosztuje 7,90 EUR, batonik 2,90 EUR. Na piętrze mieści się jeszcze Rude Rats: męski salon fryzjerski, barber shop, oldschoolowy sklep z płytami, a jakby komuś było mało – na parterze po sąsiedzku jest Renard Speed Shop – motorowy komis/sklep. II. Platz: Esileht Rotermanni Kvartal (Rotermann Quarter), Roseni 7, Tallin Otwarte: 12:00 – 22:00/23:00 w zależności od dnia Platz to kawiarnia i restauracja z ogródkiem ulokowana w Rotermanni Kvartal. Rotermanni to nowoczesny kompleks loftowych budynków handlowych, biurowych i mieszkalnych. Ogródek w Platz, z uwagi na rozmiar, zasługuje bardziej na miano ogrodu, ponieważ zmieści się w nim spokojnie kilkadziesiąt osób. Można tu przyjść na dobrze zaparzoną americano i pyszne małe gryczane naleśniki na słodko z sorbetem malinowym (wszystko bez cukru i glutenfree), a niesłodkie jedzenie jest w Platz jeszcze lepsze. To tu zjedliśmy doskonałe 100% roślinne burgery z portobello zamiast bułki, na które przepis odtworzyłem niedawno w domu (BURGERY Z PORTOBELLO). Burgery okazały się hitem, więc zanim polecisz do Tallina, zrób je w domu. Więcej o tym, co zjeść w Platz, w jednym z kolejnych wpisów. Cztery czarne americano (4 x 2 EUR) i naleśniki (4 EUR) kosztowały 12 EUR. III. Bogapott Pikk Jalg 9, Tallin Sympatyczna, przytulna kawiarnia o domowej atmosferze, w samym sercu tallińskiej starówki, prowadzona przez rodzinę estońskich ceramików (Bogatkin). Sąsiaduje z warsztatem i sklepem z ręcznie wyrabianą ceramiką (i innym rękodziełem), w której Bogapott serwuje też herbaty, kawy czy grzańce. Dobre miejsce na relaks w półmroku. Klimat jak na starym babcinym strychu, zastawionym przykurzonymi książkami i wiekowymi meblami. Sporo drewna, trochę kamiennych murów umiejętnie wmontowanych w ściany wnętrza. W ciepłe dni najlepiej usiąść przy stoliku w małym, ale bardzo kolorowym i ukwieconym ogródku urządzonym na wewnętrznym mini dziedzińcu przed wejściem. Cena grzańców wyparowała z pamięci, ale były dobre i niedrogie. IV. Kohvik Komeet Estonia puiestee 9, Tallin Otwarte: 10:00-23:00 Fajna kawiarnia i restauracja na ostatnim piętrze centrum handlowego Solaris (Solaris Keskus), z ładnym widokiem na miasto. Niech Was nie zmyli lokalizacja. Komeet nie ma nic wspólnego ze smutnymi fastfoodowymi strefami w naszych krajowych centrach handlowych. Jest tu sympatyczna, pomocna i kompetentna obsługa, jest dobra kawa z chemexa, są bardzo smaczne, mocne i wytrawne estońskie cydry (Mull) oraz lekko oszałamiający wybór deserów, w tym wegańskich i bezglutenowych klasyków, takich jak ciacha z nerkowców. Jeśli ktoś ma ochotę na sernik z nerkowców na spodzie z orzechów lub daktyli, może skorzystać z jednego z FiKowych przepisów 😉 albo polecieć do Tallina i zjeść takie ciacho w Komeet 🙂 Zamówiliśmy jedną porcję na pół, tyle wystarczy, by stwierdzić, że (bez)sernik był bardzo smaczny. Nie za słodki, o idealnej konsystencji – znają się tu na rzeczy. O tym, co można zjeść w tym miejscu dobrego, zdrowego, bezglutenowego i przede wszystkim wytrawnego, będzie w jednym z kolejnym wpisów. Chemexowa kawa (0,5 litra) kosztuje 8 EUR, porcja ciasta z nerkowców słodzonego syropem z agawy – 5 EUR, butelka cydru – 4 EUR. V. Maiasmokk kohvik Pikk 16, Tallinn Maiasmokk kohvik to najstarsza kawiarnia w mieście (istnieje od 1864 r.), ulokowana w samym sercu Starówki, przy Pikk 16. Kiedyś pewnie miała klimat, a dziś to miejsce w stylu polskich kawiarni/czekoladziarni Wedla. W wersji estońskiej zamiast Wedla jest największa lokalna marka czekoladowa – Kalev – na której sklepy można trafić wszędzie. Słodycze Kalev są chyba najpopularniejszą pamiątką/prezentem przywożonym z Estonii. Skład większości ich czekolad jest mierny, tylko gorzkie trzymają dobry poziom, ale jeśli chodzi o Kalev generalnie wielkiego szału nie ma. Jeśli chodzi o kawiarnię, jest podobnie. Wewnątrz kłębi się tłum, nowi przybysze, stojąc w długiej i powolnej kolejce po kawę i coś słodkiego wypatrują usilnie wolnych miejsc (presja, by nie siedzieć zbyt długo, jest aż nadto odczuwalna), a poza kawą zamówić można przede wszystkim praliny i inne łakocie made by Kalev, które nie wyglądają szczególnie przekonująco. Sztuczne, kolorowe, sztampowe, przesadnie ozdobione, olukrowane do szaleństwa – idealne, by osiągnąć wielki masowy sukces. To jedna z tych kawiarni, do których przychodzi się raz i o nich zapomina. Najfajniejsze w tym miejscu jest takie oto ustrojstwo, które kołuje bez wytchnienia, stając się wdzięcznym obiektem fotografowanym i filmowanym przez wszystkich – gości kawiarni wewnątrz i przechodniów na zewnątrz lokalu. Najlepiej usiąść przy oknie i obserwować latające filiżanki, czas szybciej zleci 😉 Dwa americano – 5 EUR. VI. Kohver Strefa odlotów, Talinna Lennujaam (lotnisko) Można twierdzić, że marny wybór kawiarni na Okęciu i ogólnie niezmienna od lat krajowa lotniskowa oferta bierze się stąd, że to małe nieistotne lotnisko w jeszcze mniej znaczącej europejskiej stolicy. Można się cieszyć, że wreszcie otworzyła się tam Costa (co tu kryć, w lotniskowej Costa Coffee FiK jest stałym klientem i docenia filtrowaną czarną), ale wystarczy krótka wizyta na lotniskach choćby właśnie w Tallinie, Rydze czy Helsinkach, by przekonać się na własne oczy, że nie, to nie jest normalne, że na głównym polskim lotnisku są trzy na krzyż miejsca, gdzie można wzmocnić się kofeiną, a kawa w nich zawsze kosztuje zauważalnie więcej niż w mieście. Normalnie jest za to gdzie indziej 🙂 Kawiarnia poniżej – Kohver – jest najlepszym podsumowaniem jakości kawiarni w Tallinie. To najfajniejszy lokal nie tylko ze wszystkich dostępnych na lotnisku w Tallinie, ale też ze wszystkich lotniskowych kawiarni w ogóle, w jakich przyszło nam się zatrzymać, a było ich sporo w różnych dużych portach. Przytulna, mała, klimatyczna, urządzona nietuzinkowo i pomysłowo. Kawa w pełnym wyborze (bez mlecznych podróbek typu latte), a pół litra naparu z chemexa – podanego jak trzeba – kosztuje tu tylko 6 EUR, czyli taniej niż w Komeet czy Renard Coffee Shop. Można? Można (ale jak widać – nie u nas). Do tego organiczne, bezcukrowe, zdrowe przekąski z samych owoców i gryki. Wygodne fotele/kanapy, przyjemna muzyka, ciekawski wystrój. Kohver spodobał nam się najbardziej, ale jest tu tylko jednym z kilku, i znów – na lotnisku również nie ma żadnej kawowej sieciówki. cdn. Pozostałe wystawy Garden of Lights w sezonie 2023/24. Odkryj niezwykły ogród świateł, który powraca do Warszawy z najnowszą wystawą pt. Smerfy. Kup bilety i odwiedź nas w dniach 27.10.2023 - 03.03.2024.