Średnio o ponad 300 zł na ubezpieczeniu może zaoszczędzić młody kierowca, kupując OC ze współwłaścicielem. Jednak o współwłasności pojazdu mogą myśleć nie tylko początkujący, którzy swoje prawo jazdy odebrali kilka miesięcy wcześniej, chociaż wydaje się, że poszukiwanie współwłaściciela samochodu najczęściej dotyczy właśnie grupy osób między 18. a 25. rokiem Kurierów, kierowców autobusów czy ciężarówek, którzy są na kwarantannach, nie ma kto zastąpić. W transporcie od dawna brakuje pracowników, ale przez pandemię ten problem tylko się pogłębił. Wszyscy odczujemy go w rosnących cenach biletów i opłatach za dostawy - mówi Cezary Maciołek, prezes Grupy Progres. Jak wygląda sytuacja kadrowa w transporcie? Czy będzie miał kto nas wozić i dostarczać nam zamówione towary?Branża transportowa od dawna boryka się z kłopotami kadrowymi, które rosną wraz z jej rozwojem. Potrzebni są nowi, młodzi pracownicy, niestety, oni szukają etatów w innych sektorach, a doświadczeni kierowcy przechodzą na emerytury i nie ma kto ich zastąpić. Na istniejące problemy kadrowe nakłada się pandemia, która dodatkowo je potęguje. Dlaczego do tej branży już od dawna nie garną się młodzi?Osoby młode szukają pracy w dużych firmach i korporacjach, gdzie mogłyby się rozwijać, awansować, zetknąć z międzynarodowym środowiskiem. Praca kierowcy nie jest dla nich magnesem, bo wydaje się dość monotonna i niezwykle wymagająca. Kandydat na kierowcę musi mieć uprawnienia, a ich zdobycie jest kosztowne oraz czasochłonne. Co więcej, na tym stanowisku mogą pracować osoby, które nie mają przeciwwskazań zdrowotnych i psychologicznych. Do tego dochodzą warunki oraz tryb pracy - w transporcie międzynarodowym wyjeżdża się na kilka czy kilkanaście dni, trzeba być cały czas skoncentrowanym i brać odpowiedzialność za ludzi lub towary, co dla wielu może być stresujące. Młode osoby, jeśli już decydują się na pracę lub dorabianie w transporcie, wybierają inne rozwiązania - wolą np. usiąść za kierownicą taksówki, którą można zamówić przez aplikację internetową. To zajęcie niezobowiązujące, sami ustalają grafik i nie muszą spełniać wygórowanych wymagań pracodawcy. Jak pracujemy w pandemii? Globalna rewolucja komunikacyjnaKierowcy, jeśli chodzi o możliwość zakażenia, są pracownikami wysokiego ryzyka. Większość z nich ma kontakt z innymi tak właśnie jest - masowo chorują, przebywają na kwarantannach. Wszyscy odczujemy braki kadrowe w transporcie. Autobusy, tramwaje, pociągi będą rzadziej kursować i mogą być bardziej zatłoczone. To już się dzieje. Na przykład w Gdyni, z powodu braku kierowców, zmniejszono liczbę kursów na liniach trolejbusowych. Pojazdy transportu publicznego rzadziej jeżdżą też np. w aglomeracji śląskiej czy w Łodzi. Trzeba liczyć się z tym, że takie ruchy będą wykonywać również inne samorządy. Z dnia na dzień trudno jest zastąpić chorego kierowcę innym pracownikiem, który miałby odpowiednie kwalifikacje i spełniałby określone przepisami wymogi. Czy przewoźnicy podniosą ceny?Tak i już to robią. Ceny będą rosły liniowo wraz z narastającym problemem braku kierowców, który zwiększy presję wynagrodzeniową osób zatrudnionych w transporcie, a to już prosta droga do spirali płacowej. Co z kolei przełoży się na konsumentów. Należy więc spodziewać się podwyżek cen biletów komunikacji miejskiej, ale też wzrostu opłat za usługi kurierskie. Problem mógłby zostać rozwiązany, gdyby na rynku pracy sukcesywnie pojawiali się nowi kandydaci. Obecnie potrzebujemy praktycznie całej armii kierowców oraz innych osób chcących pracować w branży zajmującej się przewozami osób lub towarów. Kierowcy są dziś jednymi z najbardziej pożądanych pracowników - szacunkowo na rodzimym rynku brakuje ok. 200 tys. zawodowych kierowców. Analizy wskazują dodatkowo na deficyt w wysokości ok. 124 tys. kierowców ciężarówek. Obecnie, jesteśmy w czasie permanentnej rekrutacji, którą dodatkowo nakręca pandemia oznaczająca braki kadrowe w wielu może sytuacja poprawi się, gdy liczba zakażeń spadnie?Ten problem nie zniknie. Jedna rzecz to kwarantanny oraz niedyspozycje zespołu, a druga to fakt, że nawet jeśli frekwencja kadry będzie stuprocentowa, to i tak nie pokryje rosnącego zapotrzebowania na pracowników. Napędza go rozwój firm transportowych spowodowany zwiększającą się liczbą osób, które korzystają z usług sprzedaży internetowej. Zamówione towary ktoś musi dostarczyć. Pytanie tylko kto to zrobi, gdy zleceń przybywa, a pracowników, którzy je zrealizują, już nie. Każda nasza decyzja zakupowa, każde kliknięcie i złożenie zamówienia powodują, że po drugiej stronie komputera uruchamia się cała machina logistyczna, w której znaczącą rolę odgrywają kierowcy, a ich na rynku brakuje. Zresztą perspektywa braków kadrowych, których źródłem jest nie tylko pandemia, dotyczy zarówno przewoźników towarów, jak i osób, tj. kolei, komunikacji miejskiej, krajowej i zagranicznej. Sztuczna inteligencja. Odkrywanie nowych możliwości wciąż trwaSkoro nie ma kandydatów w Polsce, zarobki nie wzrosną, a branża się rozwija, to znaczy, że problem mogą rozwiązać jedynie W tym momencie nie ma innego wyjścia niż rekrutacje cudzoziemców z Ukrainy, państw azjatyckich i Ameryki Południowej. W tych regionach należy szukać kandydatów, szkolić ich i sprowadzać do Polski. Jednak to proces, który jest czasochłonny i nie możemy spodziewać się, że z dnia na dzień sytuacja kadrowa w transporcie ulegnie znaczącej poprawie. Trzeba pamiętać, że obcokrajowiec nie jest zwolniony z wymogów stawianych przed Polakami pracującymi w transporcie - musi przejść kursy, zdobyć odpowiednie kwalifikacje i znać język polski w stopniu umożliwiającym komunikowanie. Cudzoziemcy mogą być receptą, ale trzeba działać już teraz, nie czekać na pogłębienie braków kadrowych, bo za jakiś czas ich wypełnienie może okazać się niemożliwe. Oprócz kierowców, kto jeszcze jest poszukiwany?Ta lista jest dziś bardzo długa. W przypadku kolei poszukiwani są pracownicy bezpośrednio związani z prowadzeniem pociągów, jak maszynista czy dyżurny ruchu, wolne miejsca pracy są także na pozostałych ważnych stanowiskach regulowanych, automatyk sterowania ruchem kolejowym, rewident, zwrotniczy i ustawiacz. Ogłoszenia rekrutacyjne dotyczą też kasjerów, konduktorów czy pracowników dworców, których trudno pozyskać, bo kandydatów zniechęcają oferowane zarobki oraz warunki pracy wymuszające stały kontakt z ludźmi czy wykonywanie obowiązków w trybie zmiennym. Na wagę złota są również specjaliści, a chętnych na takie stanowiska też brakuje. Potrzebni są również np. pracownicy związani ze szkolnictwem branżowym, a więc tacy, którzy mogliby nauczyć fachu inne osoby. Brakuje kadry w szeroko rozumianej branży budowlanej betoniarzy, brukarzy, murarzy, elektryków, monterów instalacji budowlanych, stolarzy etc. Do tej listy trzeba dodać magazynierów, pracowników e-commerce, operatorów wózków widłowych, obrabiarek. Branża gastronomiczna również szuka kucharzy, kelnerów czy barmanów. Brakuje też personelu medycznego - lekarzy, pielęgniarek, położnych. Cały czas poszukujemy księgowych. Przedsiębiorcy mają nadwyżki kapitałowe, które mogą zainwestować w różne projekty, dlatego potrzebują rąk do pracy w wielu pracodawcy próbują załatać dziury kadrowe pracownikami tymczasowymi?Tak i zauważyliśmy tu pewną zmianę. Przełom roku oraz pierwszy kwartał zazwyczaj oznaczał spadek liczby prowadzonych rekrutacji. W tym roku liczba projektów nie zmniejszyła się. U części klientów zapotrzebowanie na pracowników utrzymuje się na podobnym poziomie, jest też bardzo duża grupa tych, którzy zwiększają swoje potrzeby kadrowe. Praktycznie każdego dnia mamy zapytania o pracowników tymczasowych, rekrutujemy ich w całym kraju i dla partnerów biznesowych z różnych branż. Dla wielu organizacji kompleksowość usług i elastyczność agencji, takiej jak nasza, jest olbrzymim atutem, pozwala szybciej reagować na sytuację kryzysową, zapobiegać przestojom oraz modyfikować plany organizacji oraz budżety zgodnie z obecną sytuacją. To zalety, które sprawiają, że praca tymczasowa jest postrzegana jako dobra alternatywa. W wielu przypadkach bywa jedynym rozwiązaniem dla firm, które chcą się rozwijać, ale nie mogą poradzić sobie z brakami kadrowymi. Czy to już czas na zmianę pracy? 8 sygnałów, że pora pomyśleć o nowej firmiePowiększają się problemy kadrowe, a pracodawcy, oprócz maseczek i luźnego zachęcania do szczepień, nie mają żadnych instrumentów prawnych, żeby systemowo walczyć z pandemią. Przypomnijmy, że Sejm odrzucił tzw. lex Kaczyński. A z projektem ustawy posła Hoca, który umożliwiałby weryfikację zaszczepionych pracowników, właściwie nic się nie dzieje. Czy tego typu instrumenty powinny być wdrożone? A może lepiej czekać na koniec pandemii?Pracodawcy potrzebują twardych narzędzi do walki z pandemią. Nie mówię tu o promocji szczepień czy kampanii informacyjnej na temat maseczek, ale o konkretnych instrumentach prawnych. Rolą przedsiębiorcy, który zarządza pracą zespołu, jest zadbanie o bezpieczeństwo wszystkich pracowników. Obecnie temu bezpieczeństwu ciągle jeszcze zagraża pandemia, dlatego trzeba wyposażać pracodawców w narzędzia, które mogą pomóc w minimalizowaniu jej skutków. Muszą być one przemyślane, a niestety nie każdy pomysł, który proponują nasi politycy, właśnie taki jest. Moim zdaniem weryfikacja zaszczepionych pracowników pozwoliłaby przełożonemu organizować pracę zespołu w taki sposób, by zapewnić maksymalne bezpieczeństwo w firmie oraz pomogłaby pracodawcom racjonalnie zarządzać firmą w czasie pandemii. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera Niemniej jednak lepszy komfort jazdy jest w darbusie. Krz dodał opinie o przewoźniuku: DAR-BUS • 2016-11-03 21:21:40. Niestety darbus jest drozszą firmą porownujac ze stalko gdzie ceny krótszych przejazdow sa duzo tansze, srednio o 2-3 zlote. Jedynie cena biletu do samej Warszawy jest rowna z cena firmy stalko. ustąpimy z jednego: by nowa umowa obowiązywała tylko do końca roku. W tym czasie będziemy analizować wnioski od mieszkańców gminy na temat kursowania autobusów, a mamy tych wniosków mnóstwo. Potem rozpiszemy już przetarg na dłuższy okres –zapowiada burmistrz Blachowni Zdzisław Nowak. Procedura przetargowa zakończyła się fiaskiem, ponieważ zgłosiła się tylko jedna firma przewozowa, która na dodatek zażądała trzykrotnie więcej pieniędzy, niż gmina zarezerwowała na ten cel w tegorocznym budżecie. Burmistrz odmówił ujawnienia nazwy przewoźnika, w MPK jednak potwierdzono, że to oni stanęli do przetargu. Nie zdecydowały się na to PKS i firma Biesy. Głośno krytykowały warunki przetargu, ich zdaniem wyraźnie faworyzujące MPK. Gmina żądała wykazania się zezwoleniem na obsługę linii według określonego rozkładu oraz honorowania podmiejskiego biletu miesięcznego na przejazdy w granicach Częstochowy. Zdzisław Nowak stanowczo zaprzecza tym zarzutom, twierdzi, że chodziło tylko o utrzymanie korzystnych dla mieszkańców jego gminy rozwiązań. Na razie nie ujawnia, z czego gmina ustąpi w nowym przetargu. Być może „odpuści”honorowanie biletów miesięcznych, o wiele trudniejsze będzie znalezienie w budżecie dodatkowych pieniędzy dla przewoźnika. Trzeba jednak się będzie z kimś dogadać, bo wiele osób dojeżdża autobusami do Częstochowy. Całkowicie nierealne jest pójście w ślady gminy Rędziny i zakupienie własnych pojazdów dla obsługi linii. Pasażerowie korzystający z 5 linii MPK, kursujących do gminy Blachownia, nie mają pojęcia o całym zamieszaniu wokół przewozów. Nie mają też dobrego zdania o ich jakości. –Kursy nie są dobrze ustawione, czasem dwa albo nawet trzy autobusy jeżdżą w małym odstępie czasu, potem za to jest długa przerwa –mówi Przemysław Janulewicz. Ostatniego lutego kończy się ważność umowy zawartej przez gminę Blachownia z częstochowskim Miejskim Przedsiębiorstwem Komunikacyjnym na przewóz pasażerów liniami podmiejskimi. Ogłoszony przetarg został unieważniony i gmina musi teraz liczyć na dobre serce prezesa MPK, by zgodził się przedłużyć porozumienie o miesiąc – informuje Dziennik Zachodni. –W tym czasie chcemy ogłosić i rozstrzygnąć nowy przetarg. Zapewne nieco złagodzimy jego warunki, lecz nie CZYTAJ BEZ OGRANICZEŃ Dalsza część artykułu dostępna jest tylko z abonamentem Nie masz dostępu? Poznaj nasze abonamenty i wybierz odpowiedni dla siebie. Już od 9 zł za rok! Masz wykupione konto przez firmę? Zarejestruj się! Pamiętaj, że wszyscy nasi reklamodawcy mają dostęp za darmo! Prędkość przewożenia wynosi 20 km/h. Co do pasażera w ciągniku, w moim NH też są 2 siedzenia, obydwa są wyposażone w pasy bezwładnościowe, ale w instrukcji jest zaznaczone, że dodatkowe siedzenie jest dla "instruktora" - oczywiście ja nie stosuję się do tego punktu instrukcji. Moje fotografie chronione prawem autorskim!!!
– Im więcej się jeździ, tym te zarobki są większe. Co ważne, praktycznie można jeździć, ile się chce. Wyznacznikiem jest tylko potrzeba snu czy rodzina – mówi Onetowi Konrad, kielecki taksówkarz O wiele bardziej opłaca się jeździć nocami. Jednak zdaniem naszego rozmówcy, trzeba mieć do tego stalowe nerwy i dużo cierpliwości. – W ciągu dnia też zdarzają się pijani pasażerowie, szczególnie koło weekendu, ale jest ich jakieś pięć proc. Za to nocami dziewięć na dziesięć osób jest pod wpływem alkoholu – zaznacza Zdaniem Konrada przeciętny pasażer taksówki w Kielcach to osoba starsza, zazwyczaj udająca się do lekarza. Zdecydowanie częściej kobieta niż mężczyzna. Kolejną, liczną grupę stanowią ludzie jadący do pracy. Są też osoby wiozące dzieci do szkoły, no i oczywiście imprezowicze Niektóre sytuacje zapadają taksówkarzom w pamięci na lata. – Pamiętam rozmowę z panią, którą wiozłem na onkologię. Przez procedury w okresie covidowym nie mogła zrobić zleconych badań. Lekarze powiedzieli, że teraz jest dla niej za późno. Nawet nie miała żalu. Była pogodzona z losem i może dlatego tak to zapamiętałem – mówi Onetowi Konrad Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu Konrad ma nieco ponad 40 lat. Zajmował się w życiu wieloma rzeczami, ale od ponad roku jeździ taksówką. Pracuje w jednej z największych i najbardziej popularnych korporacji w Kielcach. Przyznaje, że do zmiany zawodu skusiło go to, że w ostatnim czasie w tej profesji zmieniły się warunki finansowe. Śmiało można zarobić kilka tys. zł miesięcznie. – Im więcej się jeździ, tym te zarobki są większe. Co ważne, praktycznie można jeździć, ile się chce. Wyznacznikiem jest tylko potrzeba snu czy rodzina – mówi Onetowi. Zobacz też: O krok od tragedii. Zostawiła swoją córkę w aucie i poszła na zakupy Lepiej jeździć nocą, ale trzeba mieć stalowe nerwy Konrad zazwyczaj pracuje po kilka godzin dziennie. Od pewnego czasu jeździ tylko w ciągu dnia. – Kilka razy próbowałem jeździć nocami, ale mnie generalnie denerwują ludzie pijani – mówi wprost. – W ciągu dnia też zdarzają się pijani pasażerowie, szczególnie koło weekendu, ale jest ich jakieś pięć proc. Za to nocami dziewięć na dziesięć osób jest pod wpływem alkoholu – dodaje. A co z pieniędzmi? – Większy zarobek na pewno kusi, bo nocami obowiązuje druga taryfa. Do tego trzeba mieć jednak stalowe nerwy i dużo cierpliwości – podkreśla. Zobacz także: Czarne chmury nad olbrzymią inwestycją. Koniec marzeń o pracy dla kilkuset osób? Czy łatwo dziś zostać taksówkarzem? Do tego, by zostać kierowcą taksówki, przede wszystkim oczywiście trzeba dobrze jeździć samochodem – najlepiej swoim, który nadaje się do wożenia pasażerów. Na tym jednak nie koniec. – Dziś łatwiej zostać taksówkarzem, ale jest to kosztowne. Chodzi o wykonanie badań czy zakup wyposażenia taksówki. Nie ma już jednak żadnych egzaminów z topografii miasta – zaznacza Konrad, który dodaje, że nieco niższe wymagania mogą mieć korporacje działające przez aplikacje w telefonie. Być może dlatego liczba osób, które zajmują się wożeniem pasażerów, stale wzrasta. Tylko w dużych korporacjach w Kielcach pracuje około trzystu osób – drugie tyle może świadczyć usługi dla przybywających w stolicy woj. świętokrzyskiego wspominanych przewoźników "na aplikację". – Przez wiele lat to było zajęcie dla emerytów. Wciąż trochę tak jest, chociaż przybywa też młodych kierowców, którzy chcą w ten sposób zarobić lub dorobić – przekonuje kielecki taksówkarz. – Te nowe korporacje nie są dla nas większą konkurencją. Nie zwracamy za bardzo na nich uwagi. Oni konkurują raczej ze sobą. Nasi klienci nie korzystaj z ich usług, nie bawią się w zamawianie taksówki przez aplikację. U nas raczej trwa walka z czasem, żeby wszystkich obsłużyć i żeby pasażer nie czekał zbyt długo na kurs – dodaje. Zobacz też: Kieleccy kibice kontra władze miasta. Poszło o Marsz Równości i rocznicę rzezi wołyńskiej Kim jest przeciętny pasażer taksówki? Raczej kobietą Pytamy Konrada o to, kto najczęściej korzysta z usług taksówkarzy. Jego zdaniem przeciętny pasażer to osoba starsza, zazwyczaj udająca się do lekarza. Zdecydowanie częściej kobieta niż mężczyzna. Kolejną, liczną grupę stanowią ludzie jadący do pracy, bo np. zepsuł im się samochód. Są też osoby wiozące dzieci do szkoły, no i oczywiście imprezowicze – szczególnie po godz. 18 i w okolicach weekendu. Co ciekawe, taksówkarze mają bardzo wielu swoich stałych klientów. W Kielcach, które słyną z Targów Kielce, często zdarzają się też tzw. pasażerowie targowi. – To jest bardzo dobry klient – zaznacza Konrad. – Takie osoby często mają większy budżet, więc dają też napiwki. To na ogół mieszkańcy dużych miast, a nawet innych krajów. Zdarza się, że takiego klienta trzeba zawieźć na lotnisko do Warszawy czy Krakowa. To się naprawdę opłaca – dodaje. Zobacz też: Sprawdziliśmy, jakich cudów dokonał Obajtek w Pcimiu. Mieszkańcy są... zaskoczeni słowami Kaczyńskiego W taksówce raczej nie jest cicho A jak wygląda podróż? W tle często słychać muzykę, jaka akurat leci w radiu. Konrad przyznaje, że czasem zdarzają się osoby, które przez całą podróż siedzą cicho. – To też trzeba uszanować, bo nie każdy ma ochotę rozmawiać. My nie wiemy, w jakiej sytuacji są osoby, które otwierają drzwi do naszych aut. Zdarza się, że pasażerowie wsiadają płacząc, ale przecież nikt nie będzie pytał, co się stało – mówi nam kielecki taksówkarz, który jednocześnie przyznaje, że zawodowi kierowcy poniekąd pełnia rolę psychologa, bo zdecydowana większość osób otwiera się na rozmowę. – Naprawdę wiele rozmów dotyczy poważnych, osobistych spraw – mówi Konrad. – Oczywiście zazwyczaj zaczyna się od rozmowy o pogodzie albo od tego, jaki jest ruch w mieście, ale widać, że to jest forma zagajenia, żeby tę rozmowę dalej pociągnąć – dodaje. Zobacz: Jak używać świateł do jazdy dziennej, a kiedy włączyć światła mijania Niebezpieczne sytuacje? "Jest ich coraz mniej" Praca taksówkarza z pewnością jest specyficzna. Codziennie dzieje się coś innego. Każdy dzień przynosi inną sytuację czy rozmowę. Przez jedno auto z charakterystycznym napisem na dachu przewija się przecież od kilku do kilkudziesięciu osób na dobę. Niestety, niebezpieczne sytuacje wciąż się zdarzają. Szczególnie nocą. Kilka miesięcy temu głośno było w Kielcach o napadzie na jednego z taksówkarzy, który został zaatakowany butelką tuż po skończonym kursie. – Znam tego kierowcę. To dobrze zbudowany facet, więc aż dziw, że ktoś się na niego rzucił. Wątpię, by chodziło o pieniądze. Dziś taksówkarz nie ma przy sobie dużej gotówki, większość osób płaci przecież kartą. Napady na taksówkarzy jeszcze się zdarzają, ale jest ich chyba coraz mniej – uważa Konrad. Wiele sytuacji i ludzi zostaje w pamięci O jednych klientach taksówkarze zapominają niemal natychmiast. Są jednak tacy, o których kierowcy myślą jeszcze długo po skończonym kursie. – Pamiętam rozmowę z panią, którą wiozłem na onkologię. Powiedziała mi, że przez procedury w okresie covidowym nie mogła zrobić zleconych badań, które przeciągnęły się o kilka miesięcy i lekarze powiedzieli, że teraz jest dla niej za późno. Nawet nie miała żalu. Była pogodzona z losem i może dlatego tak to zapamiętałem – mówi Onetowi Konrad. – Wiozłem też Ukraińca, młodego chłopaka, którego oszukał pracodawca. Został bez pracy i mieszkania. Miał ostatnie pieniądze na bilet do domu. Kiedy powiedziałem mu, że przecież jest wojna i wcielą go do armii, z nerwów zwymiotował, na szczęście poza autem. Przypomniałem sobie, że kolega szuka ludzi do pracy. Podwiozłem go tam i dostał pracę razem z zakwaterowaniem – opowiada kielecki taksówkarz. – Z kolei innego Ukraińca wiozłem na pociąg, bo jego syn dostał powołanie do armii, a on mógł go ponoć zastąpić i jechał na wojnę. Doceniając ten gest, powiedziałem mu, że nic nie płaci za kurs. On jednak się nie zgodził, wyciągnął butelkę bimbru i mi ją dał. No cóż, nie odmówiłem – wspomina z uśmiechem inną historię.
Wojsko na drogach. Czy kierowca może wyprzedzać pojazdy wojskowe? Wyjaśniamy. Ciężarówki wojskowe są coraz częściej spotykanie na polskich drogach. To z uwagi na napiętą sytuację międzynarodową oczywiste. Jak należy je jednak traktować? Wyjaśnimy to zaraz.
Autor: PAP/AT •30 wrz 2020 7:14 Skomentuj Przewóz osób ma się odbywać tylko z licencją taksówkową. Pasażerów będzie mógł wozić tylko kierowca z licencją. Jest ryzyko, że na kurs poczekamy dłużej i zapłacimy więcej. Zgodnie z nowymi przepisami, tzw. lex Uber - pasażerów będzie mógł wozić tylko kierowca z licencją (fot. shutterstock) Jak pisze "Rzeczpospolita", od czwartku (1 października) - zgodnie z nowymi przepisami, tzw. lex Uber - pasażerów będzie mógł wozić tylko kierowca z licencją, nieważne czy klient zamówi przejazd przez aplikację w Uberze lub Bolcie, czy złapie taksówkę na postoju. Dodano, że zapowiadane od dawna zmiany spowodowały, że z rynku wypadło wielu kierowców, którzy dorabiali sobie, jeżdżąc z aplikacją. O licencjonowanych batalię musieli stoczyć liderzy branży: Uber, Bolt, iTaxi i FreeNow oraz tradycyjne korporacje. Eksperci ostrzegają, że z powodu deficytu kierowców może wydłużyć się czas oczekiwania na zamawiany Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na Czytaj też: Uber udostępnia dane kierowców i pasażerów, żeby śledzić zakażenia COVID-19 "Rz" pisze, że w niektórych przypadkach cennik usług wzrośnie więc nawet o ponad 50 proc. Ale platformy pośredniczące w przewozach będą miały jeszcze inny kłopot z nowymi regulacjami. "Przepisy zniosły obowiązek posiadania taksometru i kasy fiskalnej, które można zastąpić aplikacją, ale na rynku nie ma jeszcze dostępnego rozwiązania, które byłoby pozytywnie certyfikowane przez Główny Urząd Miar" - czytamy. Jak podano, kierowcy - choć działają z wykorzystaniem aplikacji typu: Uber, Bolt, iTaxi czy Free Now - muszą więc wyposażyć się w stare kasotaksometry. Według gazety przepisy zniosły obowiązek posiadania taksometru i kasy fiskalnej, które można zastąpić aplikacją, ale na rynku nie ma jeszcze dostępnego rozwiązania, które byłoby pozytywnie certyfikowane przez Główny Urząd Miar. Kierowcy - choć działają z wykorzystaniem aplikacji typu: Uber, Bolt, iTaxi czy Free Now - muszą więc wyposażyć się w stare kasotaksometry - czytamy. PODOBAŁO SIĘ? PODZIEL SIĘ NA FACEBOOKU

NIe masz w ogóle prawa jazdy – nie kłam, ze masz, tylko zapomniałeś! W większości przypadków policjant ma bezpośredni dostęp do bazy danych kierowców, a jeśli nie – poprosi o pomoc dyżurnego. Wpadka będzie drogo kosztować! Od 300 zł mandatu do 3 lat więzienia: oto możliwa kara za prowadzenie pojazdu bez uprawnień.

Eksperci Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie są zgodni - w Polsce brakuje nawet 150 tysięcy kierowców zawodowych gotowych do podjęcia pracy. Brakuje chętnych do pracy na trasach międzynarodowych, ale i do pracy w komunikacji miejskiej. W transporcie sytuacja krytyczna. 150 tysięcy kierowców mogłoby znaleźć pracę od ręki„Obawiamy się, że zaraz nie będzie komu wozić węgla i produktów spożywczych do dyskontów”„Polska jest logistyczną i transportową potęgą, ale brak kierowców może nas strącić z pozycji lidera”„Kierowcy z komunikacji miejskiej są podkupywani przez firmy komercyjne”W transporcie sytuacja krytyczna. 150 tysięcy kierowców mogłoby znaleźć pracę od ręki - Jesteśmy w stanie wyszkolić i znaleźć pracę każdej liczbie kierowców – mówi Aleksander Igielski, dyrektor zarządzający w Grupie Igielski w Szczecinie. Eksperci Północnej Izby Gospodarczej przyznają wprost, że tak dramatycznej sytuacji w sektorze transportowym jeszcze nie było. Według różnych szacunków na rynku pracy brakuje obecnie przynajmniej 150 tysięcy osób gotowych do pracy w charakterze kierowcy zawodowego. – Brakuje kierowców na trasach krajowych, międzynarodowych, w komunikacji miejskiej, właściwie do każdy, kto ma uprawnienia i chęci do pracy to znajdzie w tym zawodzie zatrudnienie bez większego problemu – mówi Hanna Mojsiuk, Prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie. „Obawiamy się, że zaraz nie będzie komu wozić węgla i produktów spożywczych do dyskontów” Nie ma jasnej ewidencji na której można się opierać oceniając braki kadrowe w sektorze transportowym. Eksperci jednak nie mają wątpliwości, że przepaść powiększa się właściwie z tygodnia na tydzień. Nie przybywa nowych kierowców, a Ci, którzy pracują coraz częściej rezygnują z długich tras międzynarodowych na rzecz krajowych. Potężnym problemem jest także odpływ kierowców z Ukrainy, który jest coraz silniej odczuwalny w całym sektorze TSL. - Bijemy na alarm, bo sytuacja jest gorzej niż krytyczna. Nie ma w tym momencie w Polsce firmy logistycznej, która nie chce zatrudnić kierowców – mówi Hanna Mojsiuk. – Najbardziej brakuje kierowców w spedycji międzynarodowej, ale widać również poważne braki w strukturach samorządowych i spółkach zajmujących się np. komunikacją miejską. Największym problemem jest, że zawód kierowcy zawodowego nie jest atrakcyjny dla młodych ludzi. Nabory są bardzo słabe, zupełnie nieadekwatne do wielkich potrzeb rynku pracy. To jest moment w którym warto zaapelować do młodych ludzi i ich rodziców: to jest naprawdę dobry, perspektywiczny i świetnie płatny zawód. Warto go rozważyć – dodaje Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej. - Obawiamy się, że zaraz nie będzie komu wozić węgla i produktów spożywczych do dyskontów. Nie mówiąc już o autobusach i komunikacji miejskiej. Braki kierowców są naprawdę dotkliwe i trzeba z tym coś szybko zrobić – mówi Hanna Mojsiuk. „Polska jest logistyczną i transportową potęgą, ale brak kierowców może nas strącić z pozycji lidera” Eksperci sektora TSL nie mają wątpliwości, że sytuacja jest bardzo poważna i wymaga rozwiązań systemowych. Inaczej niedługo wszyscy Polacy odczują brak kierowców przez np. brak towarów dowiezionych do sklepów czy zastój w sektorze e-commerce. - Polska stała się hubem wojennej Ukrainy. To wielka szansa dla logistyki, by obsługiwać nowe towary. Boimy się jednak, że nie będziemy mieli możliwości kadrowych, by być w stanie sprostać wszystkim oczekiwaniom – mówi Laura Hołowacz, Prezes Grupy CSL. – Polska jest logistyczną i transportową potęgą, firmy dają sobie radę jak tylko mogą, ale braki kadrowe są coraz bardziej odczuwalnym problemem. Brak kierowców może nas strącić z pozycji międzynarodowego lidera – dodaje Prezes Laura Hołowacz. - Sytuacja w ciągu roku się nie zmieniła. Kumuluje się coraz więcej zjawisk gospodarczych jak np. pandemia, wojna w Ukrainie, braki produktów spożywczych. Kierowców bardzo brakuje, firmy coraz bardziej poważnie rozglądają za pracownikami z takich krajów jak np. Filipiny. Nie możemy także zapominać o tym, że demografii nie da się oszukać. Kierowcy pracujący zawodowo po prostu się starzeją i widzimy tutaj również coraz więcej osób odchodzących na emeryturę – mówi Jerzy Gębski z firmy Enterprise Logistics. Zawód kierowcy może być atrakcyjny dla osób planujących zmianę zawodu. To również szansa dla osób z Ukrainy, które dotarły do Polski przez wojnę: - Zawód kierowcy jest potrzebny wszędzie. Każdy pracodawca, każdy przedsiębiorca potrzebuje kierowców do obsługi przedsiębiorstwa. Wśród naszych klientów nie brakuje debiutantów, są tacy, którzy chcą dopiero zacząć pracę. Pojawia się także duża rzesza osób, które chcą poszerzać swoje kwalifikacje: jeździł ciężarówką, a teraz chce jeździć z przyczepą. Jeździł małym autobusem, a teraz będzie jeździć takim większym i wyższym. Pandemia ogołociła przedsiębiorstwa z kierowców i obecnie pilnie pracujemy nad tym, by tę kadrową lukę załatać – mówi Aleksander Igielski, zarządzający Grupą Igielski. „Kierowcy z komunikacji miejskiej są podkupywani przez firmy komercyjne” Poszukiwania kierowców na rynku pracy nie należą do łatwych. Problemem jest ich brak, a nie małe stawki, które oferowane są przez pracodawców. - Przedsiębiorcy będąc świadomi jak trudno o dobrego kierowcę zawodowego, są w stanie zaoferować osobie gotowej do pracy stawki zarobkowe na poziomie nawet 50% wyższym niż przed pandemią COVID-19. Kierowcy to zręcznie wykorzystują i rzeczywiście rotacja między firmami jest bardzo duża. Najtrudniejsza sytuacja jest w sektorze samorządowym, gdzie kierowcy komunikacji miejskiej są podkupywani przez firmy zajmujące się przewozem komercyjnym. Trochę bardziej skomplikowana jest sytuacja na rynku międzynarodowym. Widzimy wyraźny odwrót od jazdy na długich trasach. Wielu kierowców zraziło się do takiej pracy w czasie pandemii – przyznaje Dorota Siedziniewska – Brzeźniak, ekspert rynku pracy Idea HR Group. - Rekrutacja w sektorze TSL jest na pewno wielkim wyzwaniem i dowodem na to, że logistyka, transport i spedycja stają się naszymi narodowymi specjalizacjami. Im większy rozwój sektora e-commerce, tym więcej pracowników potrzeba. Nie będzie jednak tego rozwoju bez odpowiednich kadr, a kierowcy są fundamentem tej branży – dodaje ekspertka.
kierowca autobusu, jadąc ul. Ślężną, skręcił w ul. Sanocką, którą również po wyznaczonej ścieżce jechała rowerem 43-letnia mieszkanka Wrocławia – informuje asp. szt. Łukasz Dutkowiak, oficer prasowy wrocławskiej komendy miejskiej policji. – Niestety, jak się okazało, kierowca, nie widząc.

W pierwszej części rozmawialiśmy o codziennych zmaganiach kierowcy autobusu. Zakończyliśmy ją pytaniem, jak kierowca radzi sobie, jeśli jedzie pierwszy raz na danej linii i niezbyt dobrze zna trasę. MJN: Jakie zachowanie pasażerów najbardziej Ci przeszkadza? Paweł Czyżniewski, kierowca MZA, autor bloga „BUS Dziennik”: Moim zdaniem największym problemem jest nie to, że ludzie czegoś nie wiedzą, a to, że nie chcą się dowiedzieć. Zdaję sobie sprawę, że czasem kierowcy nie odnoszą się do pasażerów właściwie, jest mi za nich wstyd. Ja jestem gotów wytłumaczyć, dlaczego zrobiłem tak, a nie inaczej, dlaczego jeszcze nie odjeżdżam z przystanku, ale ludzie często nie chcą tego słyszeć. Mają wyuczoną formułkę, że kierowca to jest buc i cham, wiedzą swoje. Trudno, próbowałem. Wpisuję taką sytuację w kartę, żeby być przygotowanym, jeśli przyjdzie skarga. Często słyszy się, że ktoś dobiega do autobusu, a kierowca zamyka drzwi tuż przed nosem. Jak mógłbyś się do tego odnieść? Przyczyn może być wiele. Zacznijmy od podstawowej zasady: to pasażer powinien czekać na autobus, a nie autobus na pasażera. Na dobiegającego pasażera zresztą czeka nie tylko kierowca, ale wszyscy ci, którzy już są w środku. Zaczekanie na biegnącą osobę jest przejawem dobrej woli kierowcy, a nie obowiązkiem. Po zamknięciu drzwi kierowca często nie patrzy już w prawe lusterko i nie szuka dobiegających; patrzy w lewe, żeby włączyć się do ruchu. Kiedy inny pojazd go przepuszcza, musi z tego skorzystać. Nie lubię wyolbrzymiania typu „kierowca śmiał mi się w twarz”. Pasażer nie wie, co widzi kierowca, to jest zupełnie inna perspektywa. Na przykład jeśli dobiega nie z przodu czy z tyłu, a z prawej strony, to zauważamy go dopiero w ostatniej chwili – czasem kiedy drzwi się już zamykają. Nie rozumiem też, dlaczego ludzie wskakują w zamykające się drzwi i później mają pretensje, że zostali przytrzaśnięci. Powinni zaczekać, dać sygnał kierowcy i w 99% przypadków kierowca otworzy drzwi. Nie wszystkie autobusy mają funkcję wyłączania zamykania drzwi. Jest też problem ze wspominaną widocznością ostatnich drzwi w przegubowcach. Powodem może być też opóźnienie pojazdu. Ja akurat uważam, że jesteśmy dla ludzi i rozkład nie jest najważniejszy. Ale jest też poniekąd słuszny argument, że zaraz będzie następny autobus, jesteśmy już spóźnieni, dlaczego mamy czekać jeszcze na kogoś. Wydaje się, że otwarcie drzwi to tylko kilka sekund. Jednak przez te kilka sekund możemy stracić światła, a to już 2 minuty. Na Kasprzaka, przy Szpitalu Wolskim, jest taki odcinek, gdzie jeśli wymiana pasażerska pójdzie sprawnie, zdążę przejechać na zielonym. Jeżeli poczekam kilka sekund, autobus postoi 2 minuty na czerwonym. Na następny przystanek się spóźnię, więc będzie na nim więcej pasażerów. Stracę następne światła, wymiana będzie trwać jeszcze dłużej, do tego mój autobus jest coraz cięższy, wolniej rusza. Wtedy może dogonić mnie kolejny, pusty autobus – tak się tworzą „stada”. Każdy ma swój styl jazdy – jeden jedzie szybciej, inny wolniej. To już wystarczy, żeby autobusy się doganiały. Jak później to jest rozładowywane? Na większych pętlach są takie budyneczki zaklejone napisem „pomieszczenie służbowe” – to jest ekspedycja. Dyspozytornia jest na zajezdni, ekspedycja jest na mieście. Na ekspedycji jest pomieszczenie socjalne, gdzie możemy skorzystać z toalety, napić herbaty. Oprócz tego jest to miejsce pracy ekspedytora. Jeżeli nic się nie dzieje na mieście, jeździmy na czas, to meldujemy się tylko po pieczątkę. Jeżeli zaczynamy drugą zmianę, a te zwykle zaczynamy na mieście, często jesteśmy sprawdzani na trzeźwość. Choć coraz więcej autobusów posiada alkomaty, więc to nie jest konieczne. Ekspedytor czuwa nad tym, żeby odjazdy z pętli były o godzinach rozkładowych. Na przykład jeżeli przyjadę na pętle bardzo mocno opóźniony, to idę do ekspedytora, zgłaszam to. On wprowadza tak zwane sterowanie bezpośrednie. To znaczy, że od tej pory odjeżdżamy nie według rozkładu, tylko według poleceń ekspedytora. Najczęściej po prostu jesteśmy kolejnym kursem rozkładowym. Dużo też zależy od sytuacji, bo ekspedytor zawsze stara się patrzeć na sytuację. Jeżeli są jakieś ekstremalne sytuacje, że na przykład zjeżdża się po 6 autobusów i jest śnieżyca, albo są duże korki, albo jakiś autobus jest opóźniony godzinę, to może ekspedytor zarządzić tak zwany przejazd techniczno-rozkładowy, nas „skracają”. To znaczy, że nakaże „przebrać się” w przejazd techniczny i jedziemy na przykład na drugi kraniec, i tam zaczynamy o czasie, albo na jakieś miejsce na trasie, skąd się włączamy. I jak się zjeżdża tych 6 autobusów, to ekspedytor mówi na przykład: „Ty jedziesz na drugi kraniec, tam się włączysz. Ty się włączysz stąd, a Ty zabierzesz tych pasażerów”. To musi być oczywiście udokumentowane, to jest stos papierów i w kajecie też musimy mieć dokładną adnotację. To są te kartki, które są po lewej stronie od kierowcy? Tak, to jest karta drogowa, gdzie mamy między innymi rozkład jazdy. Na tej karcie przy każdym wjechaniu na pętle wpisujemy, ile jesteśmy spóźnieni. Czasami dodajemy z jakiego powodu – różne sytuacje w trasie jakie się zdarzyły. Też jest tak, że jeżeli popełnimy jakieś uchybienie, na przykład odjedziemy przed czasem z jakiegoś przystanku, to możemy przykładowo wpisać, że śpieszyło nam się do toalety, dlatego przyjechaliśmy przed czasem i wtedy za to nie będziemy ukarani. Raz miałem taką sytuację, że czekałem na to, aż na którymś przystanku pojawi się straż miejska, żeby zgarnąć z autobusu jedną dość nachalną osobę. Jako że sytuacja się zaogniała, postanowiłem, że przyspieszę, by szybciej dojechać do tego patrolu. I wpisałem w karcie, że odjechałem 5 minut przed czasem ze względu na tę sytuację. Ile mniej więcej czasu pracy zajmuje Tobie taka papierologia? Niewiele, ale to jest niezwykle ważne. Na przykład musimy wpisać też licznik. Potem przy tankowaniu trzeba też przepisać do komputera. To nie jest dużo, no ale jednak jest. Musimy co przerwę też wpisać tam coś. W kontekście autobusów pojawia się słowo „brygada”, czym ona właściwie jest? Jest to autobus wraz z kierowcą, ewentualnie autobus z 2-3 kierowcami, którzy danego dnia jeżdżą tym samym autobusem. Na przykład pojutrze będę jeździł konkretnym autobusem, według przypisanego rozkładu, na linii 172. Dzięki numerowi brygady można dowiedzieć się, który pojazd podjedzie na dany przystanek o danej godzinie. Zawiera on również informację, czy kierowca danego dnia jeździ tylko w godzinach szczytu (pierwsza cyfra – 0), czy przez cały dzień. Jeśli numer brygady zaczyna się od litery „D”, kurs jest nieuwzględniony w rozkładzie i jest to np. wzmocnienie linii. Wracając do sytuacji nietypowych… Jakie się zdarzają takie sytuacje nietypowe? Wywołałem kiedyś alarm bombowy z powodu różowego plecaczka. [śmiech] Przyjechałem na pętlę na Wilanów linią 116. Z tyłu na siedzeniu plecaczek różowy szkolny leży. Nie wiem, co to jest, więc jedyne co mi przychodzi do głowy, to zgłaszam na centralę taką sytuację. Centrala w takich sytuacjach polega na kierowcy. Uznałem, że nie będę ryzykował dalszej jazdy z tym. Polecono mi więc odstawić autobus w bezpieczne miejsce z dala od ludzi, otworzyć wszystkie drzwi i odsunąć się na bezpieczną odległość. Zanim jednak przyjechała ekipa, otrzymałem telefon, że zgłosiła się matka dziecka, które zostawiło plecak. Taka jest procedura w sytuacji porzuconego bagażu? Co jest właśnie z zagubionymi rzeczami? Dużo zależy od stopnia zagrożenia. Centrala wysyła odpowiednie służby w zależności od, tego jak kierowca to opisuje. Jeżeli kierowca odmawia jazdy to wiadomo, że to jest coś poważnego. Czasami jest niebezpieczna sytuacja, ale ona za chwilę się kończy już i autobus może dalej jechać. Ale ja w międzyczasie zgłosiłem to, więc na pętli czeka na mnie instruktor, który musi spisać wszystkie dane. Tak samo jest z awariami i kolizjami. Kiedyś miałem sytuację z osobówką, która uciekła z miejsca zdarzenia. Gdyby została, czekalibyśmy na służby, najczęściej na nadzór ruchu, ale skoro uciekła, to ruszyłem autobusem dalej, bo ważny jest też rozkład. Jeżeli sprawca uciekł, to nie mam po co stać tam. I dopiero po przyjeździe na pętlę podszedł instruktor i spisał wszystkie dane. Jeżeli chodzi o rzeczy zagubione to generalnie jest tak, że mamy na każdej zajezdni miejsce, gdzie możemy rzeczy znalezione w autobusie oddać. Jeśli nikt się po nie nie zgłosi, to po paru dniach są one odsyłane do Biura Rzeczy Znalezionych MZA przy ulicy Włościańskiej. I tam są dalej trzymane. Czyli pasażer przez te kilka dni powinien zgłosić się do zajezdni. Tylko musi wiedzieć do jakiej zajezdni ten autobus zjechał. Ale po paru dniach to jest w jednym miejscu w Biurze Rzeczy Znalezionych MZA. Natomiast staram się, jeśli znajdę jakąś zgubę, korzystając z tego, że moja strona jest trochę popularna, znaleźć tę osobę i umówić się na przejęcie. Wiem, że jak autobus zjedzie do zajezdni, to może być ciężko z odbiorem… Zdarzało się tak, że taka osoba jeszcze tego samego dnia odebrała. Mój były zmiennik na przykład miał taką sytuację, że kończył pracę i ktoś zostawił portfel. Tam były wszystkie dane, adresy. Zobaczył, że to jest akurat po drodze, gdzie będzie wracał, i stwierdził, że weźmie portfel i odniesie po prostu. A sytuacje niebezpieczne… Miałeś jakieś? Mam wrażenie, że też wśród pasażerów panuje brak wiedzy co robić, problemem jest też obojętność. Ludzie często myślą, że kierowca wyjdzie, stanie w obronie i że to jest jego obowiązek, bo on jest szefem. A tak naprawdę to kierowca (i wszystkie przepisy BHP o tym mówią) pierwsze, co powinien zrobić, to zadbać o własne bezpieczeństwo. I to we wszelkich zawodach działa – dobry ratownik to żywy ratownik. Dlatego przede wszystkim musimy zadbać o to, żebyśmy sami byli bezpieczni. Mamy połączenie z centralą, zawsze możemy po kryjomu zgłosić zdarzenie. Natomiast najgorsze to wyjście do agresora, bo wtedy sami możemy być zaatakowani. A przecież jesteśmy bezbronni tak naprawdę – nie jesteśmy szkoleni pod tym kątem. Nasza broń to jest właśnie ta zamknięta kabina i możliwość wezwania centrali lub policji i straży miejskiej. Pasażer też może wezwać pogotowie, policję, bo kierowca często jest zajęty prowadzeniem autobusu. A Ty miałeś kiedyś taką niebezpieczną sytuację? Ile razy wzywałeś policję albo straż miejską? Policji nie wzywałem, ale straż miejską już wiele razy. Aczkolwiek najczęściej to były jakieś drobne wezwania, na przykład do bezdomnego. W ogóle my też nie możemy dotknąć takiej osoby, możemy rozkazać wyjść. Ja na przykład stosuję taką metodę, że wychodzę z autobusu i pukam przez okno, wtedy często się budzą takie osoby. Ale my na przykład nie mamy takich możliwości co straż miejska, która przyjedzie i może wyprowadzić delikwenta. Ty nie możesz wyrzucić kogoś kto hałasuje, przeszkadza innym, jest niebezpieczny? Ja mogę mu wydać polecenie i on według regulaminu powinien się zastosować. Niedostosowanie też skutkuje karą. Natomiast jak powie, że się nie zastosuje, to mogę wezwać służby, zatrzymać autobus i tyle. Nie mogę stosować środków przymusu. Jest też taka taktyka, że kierowca prosi o opuszczenie i zapowiada, że nie jedzie dalej. Wtedy już reszta pasażerów wywiera presję na taką osobę. Tak i to jest też dobry sposób. Często już nawet samo wyłączenie silnika powoduje, że osoby, które gdzieś tam siedzą w słuchawkach i patrzą w okno, nagle zainteresują się co jest grane. A bezdomni w autobusie? Wszystko zależy od stanu tego bezdomnego – jeśli on wejdzie, śpi sobie i nikomu nie przeszkadza, to pozwalam mu jeździć. Ale często z kabiny nie widzę bezdomnego. Dla mnie sygnałem jest dopiero, jak ktoś to zgłosi, że ta osoba przeszkadza. Choćby jeden pasażer. I wtedy wychodzę i go wypraszam. Jeśli zaś sytuacja jest zła – bezdomny się przewrócił czy leje się krew, to wzywam karetkę albo straż miejską, która zgarnia go z któregoś przystanku. (Koniec części drugiej. Wypatrujcie trzeciej części, z której dowiecie się między innymi, czy kierowcy zdarza się klaskać.)

u8UE.
  • l59xhdfw9v.pages.dev/49
  • l59xhdfw9v.pages.dev/217
  • l59xhdfw9v.pages.dev/217
  • l59xhdfw9v.pages.dev/279
  • l59xhdfw9v.pages.dev/333
  • l59xhdfw9v.pages.dev/75
  • l59xhdfw9v.pages.dev/24
  • l59xhdfw9v.pages.dev/142
  • l59xhdfw9v.pages.dev/380
  • czy młody kierowca może wozić pasażerów