Szczepan Radzki: Skąd wziął się pomysł przepłynięcia Oceanu Atlantyckiego w kajaku? Aleksander Doba: – Mam pasję poznawania świata, którą zawdzięczam rodzicom. Byłem bardzo aktywny w turystyce pieszej, górskiej, nizinnej, szybownictwie, jeździe na rowerze. W kajaki „wpadłem” 34 lata temu, czyli jak miałem dokładnie 34 lata. Okazało się, że mi się spodobało. Uczyłem się, zdobywałem coraz lepsze umiejętności, pływałem po coraz to nowych rzekach. Kiedyś nie wolno było pływać po morzu, a ja wypływałem nielegalnie, tłumaczyłem się i opowiadałem różne głupoty jak mnie złapali. Jak tylko zmieniły się przepisy jako pierwszy wypłynąłem na Bałtyk i przepłynąłem całą granicę. Chciałem poznawać coraz to nowe miejsca. Pływałem po różnych morzach i w końcu zacząłem zastanawiać się nad Oceanem Atlantyckim. Ma Pan specjalny kajak, który został zbudowany pod wyprawy przez Atlantyk. Aleksander Doba: – Tak. Musiałem się zastanowić nad tym, jak taki kajak ma wyglądać. Ze szkicem udałem się do jednej ze stoczni w Szczecinie gdzie buduje się jachty. W tej samej technologii i z tych samych materiałów został zbudowany mój kajak. Musiał przede wszystkim spełniać jedną nadrzędną i przyświecającą nam rzecz – musiał dać mi pewność bezpiecznego przepłynięcia oceanu. Mój kajak ma dwie specjalne właściwości. Po pierwsze jest niezatapialny, ma kilka komór wypornościowych wypełnionych materiałem lekkim, nienasiąkliwym wodą. Gdyby pootwierać wszystkie komory bagażowe, wyjąć ze środka prowiant, bagaże i zalać wodą oraz zanurzyć kajak, to on musiał wypłynąć. Duga właściwość, to uniemożliwienie pływania do góry dnem. Gdyby więc fale obróciły go do góry nogami, sam musiał wstawać do pierwotnego położenia. Mówi Pan sam o sobie, że jest turystą, a to chyba nie jest turystyka dla wszystkich, bo chodzenie po górach, czy spływy kajakowe po rzekach, to jedna sprawa, ale przepłynięcie Oceanu Atlantyckiego wykracza chyba nawet poza granice sportu ekstremalnego. Aleksander Doba: – Mógłbym powiedzieć, że to czysta przyjemność, ale takie wyprawy faktycznie nie są do polecania. Chcąc płynąć przez ocean trzeba spełnić kilka warunków, bo jednak czeka na nas sporo niebezpieczeństw. Polecam za to turystykę kajakową, bo to wspaniała rzecz. No właśnie, w okolicach Trójkąta Bermudzkiego miał Pan chyba sporo problemów. Aleksander Doba: – Błądziłem. W Trójkącie Bermudzkim trafiłem na pułapkę wiatrową, przez 40 dni pałętałem się na małym obszarze i nie mogłem się z tego wyrwać, bo wiatry miałem za silne dla mnie i wiejące w przeciwnym kierunku niż ja chciałem płynąć. Kajak był wielki i ciężki, miałem w nim przecież żywność na pół roku i po prostu nie dawałem rady. I w końcu coś nie wytrzymało. Czyli wiatr? Aleksander Doba: – Nie (śmiech). Urwał mi się ster. Udało mi się dotrzeć na Bermudy i tam naprawić kajak. I to było coś niewiarygodnego, bo mój przyjaciel z USA mówił, że po 142 dniach na otwartym Oceanie, po naprawie, ja dalej chciałem wsiąść w kajak i dopłynąć do USA. Floryda, gdzie miałem dopłynąć, jest bardzo blisko od Bermudów. Jak miałem przerwać wyprawę? Miałem cel, a przymusowy przystanek tego nie zmienił. W sumie był Pan na otwartym Oceanie 167 dni. Jak samotny się Pan czuł? Czy w ogóle odczuwał Pan samotność? Aleksander Doba: – W pewnym sensie można się czuć samotnym, bo do najbliższego człowieka dzieli mnie kilka tysięcy kilometrów. Ale ja nie miałem takich uczuć. Byłem wyposażony w dwa telefony satelitarne, mogłem rozmawiać, mogłem wysłać lub przeczytać sms’a od moich przyjaciół, którzy dodawali mi energii i otuchy. Do tego czułem obecność tych ludzi, którzy jeszcze przed rozpoczęciem wyprawy wspierali mnie i trzymali za mnie kciuki. To napędzało mnie przez cały czas, wiara moja, tych ludzi i nie pozwalało myśleć negatywnie. Walczy Pan obecnie o tytuł podróżnika roku National Georgaphic. Jako pierwszy Polak dostał Pan nominację, co to dla Pana oznacza? Aleksander Doba: – Jestem dumny z samej nominacji. Znalezienie się w tej dziesiątce, to prawdziwy prestiż i niezwykłe wyróżnienie. Gdybym został podróżnikiem roku, to naprawdę byłoby coś wielkiego i oznaczało, że Polak potrafi, a rodacy umieją go wesprzeć. Choć w moim przypadku też jest tak, że wspiera mnie wiele osób w USA. Mam nadzieję, że teraz również zakończę sukcesem. W plebiscycie National Geographic można głosować codziennie na stronie która przenosi od razu do strony głosowania.
Atlantyk pokonał już dwukrotnie, a 29 maja wystartuje z Nowego Jorku w nadzieli dopłynięcia do Lizbony. Ta wyprawa będzie najtrudniejsza, bo jej trasa wiedzie najbardziej na Doba (dla przyjaciół Olek) wyruszy z Nowego Jorku, a dokładniej z wybrzeża stanu New Jersey. Nowy Jork położony jest na wyspach, a kajakarz ma żelazną zasadę, by startować z kontynentu i dotrzeć do innego położonego po drugiej stronie Atlantyku. - Pływam z kontynentu na kontynent, a nie z - i na przylegające do nich wyspy, by nikt nie zarzucił mi, że prawie pokonałem ocean - wyjaśnia Aleksander Doba. - Wyprawa musi być samotna, bez pomocy z zewnątrz i oczywiście kajakiem. Tradycyjnie podnoszę sobie poprzeczkę. Trzecia trasa będzie przebiegać najbardziej na północ, gdzie jest większe prawdopodobieństwo sztormów. Będą częstsze i mocniejsze niż dotąd i będzie chłodniej. Na pewno będzie ciekawie. Celem jest Europa. Zanim kajakarz oddali się od wybrzeża Stanów Zjednoczonych, przepłynie w pobliżu Statui Wolności. Tam - jak mówi - trochę się pokręci, by wziąć na pokład kilku VIP-ów, w tym Baracka Obamę. W każdym razie ustępujący prezydent Stanów Zjednoczonych zapowiedział się. Czytaj też: Aleksander Doba rekina okładał wiosłem, gdy stukał w kajak [zdjęcia]- Jak mam płynąć tak długo przez ocean, to te parę godzin wożenia ważnych osób mi nie zaszkodzi. - Może niektóre osoby przewiozę za darmo, a niektóre po wykupieniu biletu - śmieje się kajakarz. Polak jest doskonale znany na całym świecie, bo został Podróżnikiem Roku 2015 światowej edycji czasopisma National Geographic. U nas został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Start wybrał tak, aby nie było odpływu ani przypływu, by nie musiał walczyć z prądami morskimi. Jak wszystko pójdzie dobrze, to po trzech, czterech, a może pięciu miesiącach dopłynie do Europy. Będzie celował w szerokie ujście portugalskiej rzeki Tag i wyląduje w Lizbonie. - Ale tym razem proszę nie dmuchać w kierunku zachodnim bo popłynę na wschód. Zatem należy raczej wciągać powietrze - radzi żartobliwie Doba. Jego kajak noszący imię "Olo" popłynął już na pokładzie statku do Nowego Jorku. On sam doleci tam samolotem. Pan Aleksander jest emerytowanym inżynierem mechanikiem (zbliża się do siedemdziesiątki), mieszkańcem podszczecińskich Polic. Ale jego związki z Kujawami i Pomorzem są silne - jego żona Gabriela pochodzi z Nakła nad Notecią, a on sam "od zawsze" pływa Brdą, zwłaszcza podczas corocznych dwóch zimowych spływów międzynarodowych Energetyków i PTTK.
Na RWD 5 przez Atlantyk (S. Skarżyński, 1936) - 8881663103 - oficjalne archiwum Allegro. Oferta archiwalna. Zobacz aktualne oferty: 359, 00 zł. Na RWD 5 przez Atlantyk 1934 r. 367,11 zł z dostawą.65-letni kajakarz kończy samotny rejs kajakiem przez Atlantyk - RMF24.pl - Za około tydzień 65-letni kajakarz z Polic w Zachodniopomorskiem Aleksander Doba ma zakończyć samotny rejs przez abGZV0.